sobota, 19 grudnia 2015

XVII.

Często wątpię. Głównie w to co dzieje się w moim życiu. Wątpię że mi się uda, wątpię że jestem odpowiednią osobą w tym miejscu itp. Jednak o dziwo, mimo że popełniłam w życiu cholernie dużo dziwnym decyzji, 99% ich nie żałuję. Bo skoro coś zrobiłam, coś postanowiłam nawet pod wpływem chwili to to oznacza że w tym momencie sądziłam iż to jest dobre. Choć w wielu przypadkach w późniejszym czasie okazywało się ze wcale tak nie było. Tak też miałam dużo dziwnych, złych znajomości, dużo dziwnych złych sytuacji. Dzięki temu mam bogatsze doświadczenie. Jednak jestem typowym Polakiem - mądry po szkodzie. Nie uczy się z porad ludzi bardziej doświadczonych - wszystko muszę poczuć na własnej skórze. Po wielkim sparzeniu się na ogół wycofywalam się z życia. Moja energia przygasala a ja przygladalam się życiu z boku. Sądziłam że tak po prostu mam. Taki mój urok czy coś. Rok temu okazało się że nie do końca ja to ja. Tak jakby siedziało coś we mnie i niekiedy bawiło się w moje życie. Siedzieć to będzie do końca moich dni. Powoduje że dużo śpię, że często jestem rozdrazniona. Ze niekiedy cały tydzień spędziłabym pod kocem a w inny wręcz bym się zabiegala. Dziwny stan. Bardzo zmienny. Trzeba z tym walczyć. Każdy dzień jest taka mini walka z samym sobą. Mimo że coś w głowie mówi mi że na nic nie mam dziś sił, że przecież jestem do dupy, to staram się z tego dnia wykszesac jak najwięcej, by mieć choć odrobinę satysfakcji i moc sobie powiedzieć nie było tak źle. Ale bywa źle. Bywają tygodnie pełne łez, wówczas na ogół przypominam sobie ze mimo instrukcji walczę z tym głównie sama. Sięgam po zielony koszyczek, odlamuje mała biała tabletkę, a później kolejna. Efekt będzie za miesiac, lecz ja jestem zadowolona z siebie ze coś dla siebie zrobiłam. Co z tego ze po 4 dniach przerywam cykl i ostatecznie efektu nie będzie? Bo poczułam się lepiej przecież. To wszystko jest strasznie zakręcone. Nie życzę nikomu takiej walki, takich obaw, dzikich radości i smutków. To wykańcza czlowieka po części. Najgorsze jest to że na ogół mało kto to rozumie. Niby się stara lecz nie potrafi pomóc, bądź nie wie jak. Nikt nie wie. Dlatego, mimo że potrzebujemy aniołów i może je mamy to i tak jesteśmy z tym sami.
Chyba że ma się swoją 11stke. Mija już rok odkąd poznałam swoją 11stke. Nie liczyła się osoba ponad nimi. Liczyli się oni. Podobne doświadczenie, podobne historie, podobne podejście do życia. Zmanimulowana odrzucilam wszelka pomoc. Po przecież poradzę sobie sama. A teraz tęsknię za nimi... Mogłabym wrócić, poznać kolejną grupę. Lecz to nie będą oni. To nie będą te same szczere uśmiechy przez łzy. Pełne ciepła rozmowy na wszystkie tematy. Wspólne posiłki, wspólne żarty. Jeny, jak ja tęsknię...

czwartek, 17 grudnia 2015

XVI.

ciężko jest ruszyć z miejsca. z miejsca w którym jest w miarę dobrze i jest w bezpiecznie. ciężko ze stanu uśpienia, bezczynności przejść w stan gotowości. ciężko jest się wziąć w garść, gdy właściwie nigdy nie robiło się tego dobrze. ale tak trzeba. chociażby pod publikę należy się uśmiechać, wykonywać to co nam odgórnie nakazano. szkoła, praca, rodzina. bo jak żyć inaczej? przecież to jest właśnie schemat szczęścia, według którego należy żyć. życie zmienia się w mechaniczne wykonywanie narzuconych zasad i stereotypów. z czasem ciężko być indywidualistą. wmawiają nam żę każdy człowiek jest inny, lecz z czasem większość ludzi gubi się w tym. zanika ich oryginalność, pomysłowość, żywiołowość, radość. stajemy się tłumem szarych ludzi. wszyscy ci którzy wychodzą poza ten schemat są krytykowani. bo jak oni tak mogą? jak oni mogą być artystami, starymi kawalerami, podróżnikami, badaczami, samotnie wychowującymi rodzicami, ludźmi kochającymi inaczej itp.? no jak? jak oni tak mogą? skandal! hańba! wstyd! wmawiają nam 'podążaj za marzeniami', a gdy dorastamy nasze marzenia odchodzą na odległy plan, a wmawiane jest nam 'musisz się wziąć za siebie i robić tak bo tak trzeba'. dziecięca radość, marzenia giną w dorosłości. my ludzie giniemy w tym procesie. procesie który wymyśli ludzie ludziom. niegdyś mądrzejsi wykorzystywali mniej oświeconym by pracowali dla nich. schemat wszedł w życie i trwa do dziś. mało co się zmieniło. nadal jesteśmy wykorzystywani, upokarzani, zmuszani itp. bo tak trzeba. bo nie można się postawić rodzicom, nauczycielom, szefom, urzędnikom itd. nie wolno! bo oni mają większe doświadczenie, większą wiedzę. ok. są przypadki gdy się to sprawdza. jednak często te wielce oświecone umysły zatrzymują się na pewnym etapie rozwoju i nie przyjmując zmian, bądź dalszych świeższych informacji. trwają w swej rzekomej, wykreowanej prawdziwe. w swojej fikcji jak się okazuje. nie dajmy się zwariować. nie dajmy się manipulować. nie dajmy się stłamsić, przerobić na robocika ogromnych firm, rządów, państw. pozostańmy ludźmi w tym nieludzkim świecie. nie zapominajmy marzyc, walczyć, starać się, wspinać, odkrywać, próbować. życie mamy tylko jedne. nie zapominajmy o tym. ceńmy ten dar. to nasz dar. to my nim zarządzamy. przeżyjmy życie tak aby pod jego koniec powiedzieć sobie 'było pięknie', a nie tylko ' misja wykonana'. przemyśl to, później uśmiechnij się do lustra, idź i walcz o swoje lepsze jutro :)

czwartek, 1 października 2015

XV.

chyba nie ma już odwrotu. zniszczy to nas, czuje to.

"Samotność nie polega na braku czyjejś fizycznej obecności. Obecność polega na braku emocjonalnej więzi z kimkolwiek."


już naprawdę nie mam na to siły. wcześniejsze problemy się nasiliły. relacja wygląda na typowo koleżeńską. decyzja wspolnego zamieszkania nie cieszy tak jak na poczatku. byly juz 2 kilumiesieczne przerwy. trzecia bedzie ostatnią. bo jak wierzyc w cos czego nie ma? jak wierzyc komus kto nie potrafi sie przyznac do tego co robi? jak czuc sie bezpiecznie przy czlowieku ktory jest wiecznie na fazie? nie interesuja juz mnie ciagle tlumaczenia ze to przez prace. widocznie jest slaby. a dwie slabe osoby zwiazku to o jedna za duzo. a ja potrzebuje silnego charakteru, który bedzie mnie trzymal w ryzach i przy ktorych bede czuc sie spelniona i bede czuc sie bezpiecznie. a zreszta. natlok ostatnich wydarzen sprawia iz jestem silna jak nigdy dotąd. wiec chyba dam rade sama. a co. nie poradze sobie? ja juz wam pokaze ze sie uda. ze nie potrzebnie wiecznie we mnie watpiliscie, wypominaliscie i krytykowaliscie. nie jestem ta dziewczyna ktora bylam 5 lat temu. na szczescie. wiem juz na czym zycie polega i wiem co jest w zyciu wazne - rodzina. choc moze i wymagam kilku szlifow w osobowosci, ale i za ta sie zabiore. i wracam do tego co kocham - fitness i zdrowe odzywianie. za duzo tego? lubie jak mam duzo na glowie. nie mysle wowczas o glupich drobnostkach, które w stanie apatii doprowadzilyby mnie do histerii. jestem teraz na wyzu i mam nadzieje ze to jak najdluzej potrwa.

piątek, 31 lipca 2015

XIV.

szkarada, zla, nie potrafi niczym sie zajac.

krzemien pasiasty na apatie nie pomaga. trzeba znow powrocic do pastylek, sportu i swietego spokoju.
smutne to - juz byla podjeta odwazna decyzja, a tu prosze - juz nie umiem wytrzymac dluzej. specyfika tych ludzi mnie nieco wykancza.
tekst typu: Ty nie jestes nasza wiec jak znikniesz to musisz wszystko oddac (3 magnesy)
lub: wspolczuje Ci bracie, nie bedziesz mial co jesc i bedziesz chodzil brudny. tylko nie przychodz na dol po cukier (wynajecie mieszkania nad bratem M. )
lub: Ty miniesz tego psa a traktor za nami go rozjedzie lub przyjda chinczyki i go zjedza hahaha (powstal maly zator z powodu malego kulejacego psa. jestem uczulona na krzywde zwierzat. jak widac nie wszyscy maja to samo)
i fakt iz znow pil. i zygal. nie znosze tego. a obiecal ze przestanie. zabiegal blisko 3 miesiace o to bym wrocila obiecujac zlote gory. to jest nic - nie jest mna zainteresowany. wiem ze bez makijazu nie wygladam jak panna z victoria secret ale chyba az taka szkarada nie jestem.

2 w nocy pisze, mysle. w lazience zmieszal sie zapach dymu papierosowego, wymiocin i perfumu.
chce juz wrocic do miejsca w ktorym spedzilam 21 lat. przemyslec wszystko i podjac kolejne trudne decyzje. przydalaby sie jakas utopia, miejsce schronu i regeneracji.

ale przynajmniej ktos sie o mnie martwi. dostalam tel z porada by sie przebadac. moj plan na najblizsze 2 tyg: badania i moze rzucenie fajek
chyba trzeba byc egoista. lepiej sie na tym wychodzi

sobota, 11 lipca 2015

XIII.

Trzynastka. Moja matka jest bardzo zabobonna. Uważa na czarne koty przebiegające przez drogę. Spaliła kapcie, które dostałam od mojego byłego po naszym rozstaniu. A jak portfel to tylko czerwony. Eh..

Gapię się właśnie na cycki. Duuuże cycki. Cyki do pozazdroszczenia. Na profilówce jakiegoś fotografa z megamodels. Ponownie założyłam konto na owym portalu. Zrobiłam to 2 noce temu. Coś mnie naszło i o, jest już efekt. Są pierwsze propozycje, słowa otuchy, komentarze, oceny. A mnie dodaje to ponownie skrzydeł. Rzekomo mi coś po części wychodzi. Chociaż coś. W końcu...

To nie był dobry tydzień. Bardzo nerwowy, pełen łez, smutku, Trzy dni z rzędu czułam się, że coś we mnie pęka. Pęka to co wypracowałam przez ostatnie pół roku. Zagubiona, zdołowana, wkurzona wręcz - uciekłam. To takie w moim stylu. Najpierw w jedno miejsce, a później w jeszcze inne. I tak spędziłam 3 dni we fioletowym pokoju, praktycznie sam na sam. Jeszcze tydzień i będę pod stałą opieką. Oby jak najdłużej. A później? Dopiero się zacznie. Plany planami, ale czy rzeczywiście im wszystkim podołam? Czuję, że jesień będzie bardzo napięta i zalatana. Ciekawe co przyniesie: pełne szczęście czy totalną destrukcję...

czwartek, 26 marca 2015

XII.

Niekiedy lubię ciężkie słowa. Potrafią mnie postawić do pionu, powodują u mnie nastawienie polegające na tym by 'udowodnić' iż ktoś sie myli. Ns. ma takie zdolności. Wkurzające na początku, lecz mocno motywujące. Dzisiejsze 'przyjebana jestes' nie zburzyło mojego spokoju, nie spowodowało żadnego drgnięcia jakiejkolwiek innej emocji. Wciąż siedziałam z kamienną twarzą, zbyt sztywna, zbyt wyciszona. Jedynie co do mnie nieco trafiło to słowa 'dobrze by było gdybyś się wyprowadziła'. O tym o dziwo jeszcze nie zapomniałam. Plan był, działać miałam już w kwietniu. Lecz nawet planu nie zaproponowałam, gdyż po jakimś czasie wyczułam, że to nie zostanie zaakceptowane. Wiec dalej trwam w tym stanie, rzekomej mojej fikcji, czekając na anioła. Jednak.

wtorek, 24 marca 2015

XI.

Dzisiaj był odpust. Odpust od terapii. Obudziłam sie totalnie bez sił, bez motywacji, bez chęci, bez ... hm, życia? Nie pomogło pyszne śniadanie, pyszna kawa, ostatecznie nawet nie pomogły toksyczne fajki i tłuczące słodkie. Coś jednak trzeba było zrobić z dniem, z czasem wolnym. Wyjechałam podając złą informację. Dotarłam najpierw do sklepu, później do apteki aż ostatecznie do babci na wsi. Na kawusi, ciasteczkach i papierosach. Ogladałyśmy durne 'Trudne sprawy' i pogadałyśmy jakieś dobre 2 godziny. Poodychałam nieco tamtejszym świeżym wiejskim powietrzem, wygłaskałam 3 psiny. Luz.
Nareszcie spotkałam się z przyjaciółką. Biedna leży w łóżku z zakazem cięższego wysiłku, zagubiona, lecz ze swym ukochanym u boku. Są tak cholernie słodcy. Ich miłość oraz ich wieczne usmiechy na twarzy tworzą bardzo pozytywną aurę. Mimo wielu kłopotów z jakimi zmagają się to się nie poddają. Trwają wierni swojemu boku. Coś cudownego. Szczerze im tego zazdroszczę, lecz to zdrowa z zazdrość - chcę jak najdłuższej patrzeć na ich szczęście.
Po 3 h szybki późny obiad i zaskakujące odwiedziny przyjaciela. Trudne i łatwe rozmowy przy herbacie owocowej i mentholowych papierosach.
Ostatecznie na sam koniec dnia basen z siostrą  - czysty saunowy relaks, przepełniony sprośnymi żartami innych współtowarzyszy.
W kuchni nie zrobiłam dziś nic - nie ruszyłam żadnych nowych przepisów czy to na chleb czy to na inne posiłki. Już chociażby po tym widać że coś jest nie halo. Nawet nie zrobiłam ani jednego przysiadu badź brzuszka. Pomachałam nieco rękoma i nogami w basenie rekreacyjnym, lecz nie zmusiłam sie do żadnego wysiłku. Zaskakujące, gdyz wczesniej swój ponury nastrój probowałam sobie wytłumaczyć smętną aurą za oknem. Ale dziś przecież było piekne słonce i 15 stopni na plusie! Więc skąd to się bierze?! Dlaczego nad tym nie panuję, nie potrafię wyrwać się na siłę z tego stanu? Nie potrafię sobie pomóc, sama... ? Jeśli człowiek sam sobie nie pomoże to nikt nie będzie miał na niego wpływu. Bo nie wierze w teorie Anioła Stróża. Taki anioł przy mnie by się wykończył. Sama się ze sobą wykańczam. Czysty, naturalny masochizm. Autodestrukcja. Ja pie......

poniedziałek, 23 marca 2015

X.

Biała dama. Zostałam określona jako biała dama, która wciąż ma zamrożone uczucia. Niekiedy spod ciężkiej maski wypłynie pare łez, które automatycznie tłumie i nie pozwalam rozwinąć się w cały ich potok. Opowiadając o problemach pojawił sie ironiczny uśmiech zupełnie nie pasujący do sytuacji. Wzbudziło to złość, chęć otrząśnięcia mnie z tego stanu. Lecz już po dłuższym wyjaśnieniu dlaczego stało się jak się stało pojawiło się pełne zrozumienie. W obawia o swoje emocje, swoje myśli, swoje uczucia moja podświadomość znalazła drogę wyjścia - stan zawieszenia, zamrożenia uczuć. W swoim otoczeniu nie mam zezwolenia na słabość, jestem pod ścianą naciskana słowami 'weź się w garść, musisz dać sobie radę'. Tylko jak dać sobie radę gdy chęci i siła raz pojawiają się by później zniknąć... Dobrym rozwiązaniem byłby Anioł Stróż przy którym nie obawiałabym się o swoje postępowanie, o to że sobie nie poradzę z myślami i emocjami. Ktoś tak bliski, kto w pełni zaakceptuje mnie i moją chorobę. Ktoś tak silny kto podobała temu wyzwaniu. Ktoś kto przez większość czasu będzie obok. 5 lat szukam takiej osoby, niekiedy zbyt intensywnie, zbyt pochopnie decydujac sie o nadanie tak waznej funkcji. Chęć walki i poszukiwań aktualnie zaniknęła. Duże nadzieje wiązałam z Utopią, która żyje podobnym systemem przed którym uciekłam na początku roku. Pora zwalczyć oczekiwania i nadzieje, usunąć te pojęcia z życia na okres najbliższych 2 lat leczenia. Mam dosyć. Najchętniej odizolowałabym się zupełnie, zbudowała fortece nie do przebicia by tylko nie poniesc kolejnej porazki. Mentalnie czołgam sie po ziemi, automatycznie brnac do przodu w nieznane. Bo mimo ciężaru przeszłości jakie mnie przygniata do ziemi boję się znaleść pod nią. Panicznie się boje. Panicznie boję się aktualnego stanu. Boję się być sama ze sobą. Nie znam się zupełnie. Już nie wiem kim jestem lub kto jeszcze we mnie siedzi i jakie ma wobec mnie plany. Pieprzone sylwetki Amy.

niedziela, 22 marca 2015

IX.

Nieco zwolniłam z tempa w tym tygodniu. A może to tylko złudzenie... Od poniedziałku do piątku terapia, siłownia, przygotowania na imieniny mamy, imieniny mamy, kawa z babeczkami z terapii, castorama, codziennie gotowania, zakupy, dieta, nie wliczając czwartkowej-imieninowej dyspensy. wyczekiwany weekend, i ? i weekend zdecydowanie nie poszedł tak jak był planowany. na terapii uslyszałam, że wyłączyłam emocje - nie rusza mnie nic co sie dzieje wokół: zus, egzaminy, posypanie sie grupy, spotkania z daalsza rodzina, problemy znajomych, operacja przyjaciołki, brak kontaktu z najblizsza rodzina. sobotnie wydarzenia odreagowalam w kuchni - nie ucieklam w sen, ani w papierosy, chociaz nie raz w oczach pojawiły sie łzy złości i bezsilnosci. wlaczyla sie mala agresja, chec izolacji, bo ktos nie znalazl dla mnie czasu. sen pozwolil oczyscic mysl i juz o poranku przeprosilam za swoje zachowanie. jednakże utopia sie wycofuje, a ja ponownie poniosłam porażkę. niedziele zatem spedzilam w wiekszosci czasu w kuchni, a miedzyczasie za zakupach na kolejny dzien oraz pod kocem rozwiazujac sudoku. 
minęło 10 tygodni terapii, a mimo wielu rozmow, głównie z powodu tego co sie dzieje wokół wciąż jestem zagubiona. nie wyobrazam sobie powrotu do pracy, wpasowania sie z powrotem w system. nie panuję nad sobą, leki chyba nie pomagają, a więc obawiam się reakcji w pracy. boję się również samotności, a dokładnie braku ramion Utopii. starym schematem bezmyslnie popadłabym w inna chorą relacje by tylko miec kogokolwiek obok. Utopia również jest chora. czuje silne przywiazanie, bliskosc a otrzymuje fizycznosc, scisle wydzieloną, jakos 1 dzien na tydzien badz dwa. winą jest rzekomo system pracy, ambicja. rozumiem, lecz nie w satysfakcjonujący sposob. jestem osobą zero-jedynkową. dla mnie nie ma mentalnej szarosci. jestem zwyczajnie na pozycji zero 'ambicje w pracy czesto powoduja to iz tracimy cos rownie waznego'. zbyt wielkie słowa. jesstem zabawką, maloistotnym plastikowym gównem, a nie 'czymś ważnym'...
nie rozumiem ludzi zyjacych jedynie praca. rozumiem że pieniądze są wazne. dzięki nim mozemy zyc na jakims okreslonym poziomie. lecz po co nam wysoki poziom, gdy korzystamy z niego sami? nie mam co z tym walczyc - moze zrozumiem to gdy bede za 8 lat w wieku Utopii, moze wowczas w mojej hierarchii sie nieco pozmienia. a póki co, pora sie wycofac z ogromnym bolem serca i lzami w oczach. chociaz ta sytuacja wzruszyla we mnie jakimis emocjami, chociaz wolalabym przejac sie wszystkim innym, lecz nie tym. nie kiedy wszelkie moje głębsze relacje są porażką...

poniedziałek, 16 marca 2015

VIII.

Okres mojej ciszy był okresem zmian, łatwych i cięzkich decyzji, ogromu wątpliwości, płaczu, spalonych papierosów w nerwach. Staram się sama walczyć ze swoimi bolączkami, rodzinie i najbliższym przekazuję jedynie strzępki informacji dotyczących tego co dzieję sie w mojej głowie. Dla podrasowania wiarygodności rozpoczęłam dietę, wróciłam do ćwiczeń, uczęszczam do szkoły a wszystkich wokól opowiadam o swoich planach dotyczach przyszlosci i jak to ja wychodzę z sytuacji. Bzdura. Zderzyłam się ze ścianą, gdy usłyszałam że żyję w fikcji, a moje oczekiwania wobec życia nigdy nie zostaną spełnione. Usłyszałam również że jestem sama sobie winna, iż wokół mnie nie ma choć małej grupy znajomych, a także sama sobie winna że byłam w takich związkach a nie innych. Niczego nie pozwolono mi wytłumaczyć doświadczeniami, przeszłością. Terapia polega na dawaniu nadzieji i zburzaniu jej, robiac to w cykliczny sposób czego efektem jest woda zamiast mózgu. Ba! Usłyszeliśmy nawet tekst 'dajcie nam zarobić!'. Totalne świństwo. Lecz mimo tych komplikacji w nieco zwariowany sposób, ryzykowny, nie przemyślany, znalazłam swoją Utopię. Pełne ciepła ramiona oddalone aktualnie 30 km od morza. Zatanawiam sie tylko czy zdołam utrzymać to i czy uda mi sie rozwinąć to miejsce pełnego szcześcia...

Wracajac do tematu, wmawianie innym że jest przeciez ok, ma jeden cel - słowa zmieniaja sie w czyny. Wmawiając sobie ze jest dobrze, ze zmiany sa dla mnie dobre, chce tych zmian, dobrze sie z nimi czuje, nie zglebiamy tematu. Mózg to w naturalny sposob akceptuje, nie sprzeciwia sie niczemu, przyjmuje to co zalozylismy. Bariery są w głowie. Jesli wmówimy sobie że nie ma żadnych barier, ograniczeń to tak własnie będzie.
Pora na dalsza rewolucje.

środa, 21 stycznia 2015

VII.

blue monday.

19 styczeń był podobno najgorszym dniem w roku. stwierdzili to amerykańscy naukowcy obliczając go za pomocą nieco zakręconego wzoru. w moim przypadku pomylili sie o jeden dzień. póki co jedynie o jeden dzień, lecz może się okazać że blue to ja będę mieć cały week.

śniło mi się znowu coś co mam jedynie w snach a nie mogę mieć w realiach. coś co mnie zaniepokoiło. coś co z jednej strony spowodowało, że po usłyszeniu budzika chciałam oddać się jeszcze chociaż na chwilę w krainę snu by móc powrócić do świata nierealnego i coś co z drugiej strony po moim ostatecznym ruszeniu tyłka z łóżka spowodowało nerwoból trwający 3 h, totalną nieobecność na zajęciach, a nawet w niektorych momentach łzy w oczach. sen był dla mnie tak dużym kłopotem, że chciałam poruszyć zakazany kontakt z osobą która zna temat. jednak mały wir obowiazkow odroczyl ode mnie ta mysl. po czesci na szczescie, lecz z drugiej strony boje sie ze to wciaz bedzie wracac. ta delikatna sfere musze niestety poruszyc. mam tydzien na napisanie swojego zyciorysu i na omowienie go w 26. przeraza mnie to na tyle ze przebiegla przeze mnie dzis mysl - moze zrezygnuje? uciekne? zwolnie miejsce dla osoby ktorej mozna pomoc lub ktora ma wieksze problemy? tak bardzo czuje sie zagubiona ze najchetniej zamknelabym sie w czterech scianach na jakis czas i najlepiej przeczekala do wiosny lub nawet lata, gdzie sama sloneczna aura pozwala poczuc sie nieco lepiej.


piątek, 16 stycznia 2015

VI.

11-26


znalazlam sie w miejscu do którego chcę wracać. nikt mnie nie głaszcze po głowie, nie interesuje się moją fizycznością, ale mimo to stara sie mnie poznać. ja też staram się poznać 11. podstawą jest wnętrze, a właściwie bałagan w nim. nie radzimy sobie z sytuacja w domu, pracy, nie jestesmy zadowoleni z siebie, widzimy swiat w szarych barwach, a siebie uznajemy za bezwartosciowe osoby. nasze zycie reguluja male tableteczki skrupulatnie brane co dzień. bez nich bylibysmy roztrojona galareta pelna emocji, fobii i niezrozumialych mysli.  nie wychylamy sie z tlumu, dbamy o czystosc, dbamy o dzieci, gotujemy, funkcjonujemy. jest to mechaniczne zycie. wykonujemy kanon czynnosci nalezacych do utartego standardu zycia. nie zyjemy duchem. nasz duch, pozytywna energia, ambicja, zaangazowanie ulecialo gdzies. nie udzwignelismy porazek, słów, emocji. jestesmy jak emocjonalne gąbki których niestety nie da sie wydrzemnąć. nie udzwignelismy swojego zycia, zamknelismy sie w izolacji. caly ten proces trwa latami. zdrajca sa momenty wyżu. pojawia sie wzmozona aktywnosc, w miare dobry nastroj, kreatynosc, chec zmian. pęka to ja bańka samoistnie lub po ingerencji kogos z zewnatrz. zdrajca sa momenty nizu niekiedy tak skrajne ze prowadza do roznych prob. szaleniec, idiota, niezrównoważona osoba, postradał rozum.

zagubilam sie. mały odsetek siebie znalazlam wsrod 26. jestesmy tak rozni, ale tak bardzo siebie rozumiemy. potrafimy razem plakac, smiac sie, siedziec w ciszy i glosno mowic. wspieramy sie. nie oceniamy sie.  dawno nie odczuwałam przywiazania a teraz potrafie go potwierdzic w 3 dniu istnienia 26.
boje sie. przepelnia mnie ogromny strach. czeka nas cholernie ciezka droga ktora konczy sie tak wieloma znakami zapytania. przeraza mnie mysl co bedzie dalej. jak sobie poradzimy bez siebie. czy 11 w ogole dotrwa do konca i czy kazdy w ostatecznosci odnajdzie spokoj i szczescie? ...

sobota, 3 stycznia 2015

V.

dopiero co wypita kawa i 50 stron materiałów na jutrzejsze egzaminy. niby pikuś, ale głowa nie przyswaja nic. świadomość tego że pewna sfera jest nie do odzyskania, uczucie tęsknoty, wrażenie ogromnej rany w sercu... wmawianie sobie od dłuuugiego czasu, że to nie stanowiło już problemu było błędem. chociaż właściwie jesteśmy tego świadomi, lecz oszukujemy się. wolimy uciec przed samotnością niż podjąć walkę. wolimy dać komuś nadzieję niż sobie. jaki jest tego sens? nie świadomie krzywdzimy ludzi. a może świadomie po tym jak skrzywdzili nas?
ucztę doprawiła atmosfera. zmienna jak zwykle. miesiąc temu chwaliłam się że już po prawie roku czasu jest nareszcie okej, zadomowiłam się na nowo, a tu patrz te cholerne życie - koło. zdążyłam nawet zapomnieć o słowach 'z nią są najgorsze problemy' (o.), a tu bach - zarzut szantażu, wmawianie że postępuję źle i będę mieć kłopoty, zero wsparcia, rozmów i jeszcze pewna zbędna obeność (łr.). zasnęłam o 5:30 z opuchniętymi oczami zastanawiając się gdzie jest moje miejsce i co robie wiecznie źle próbując sama wyjść na prostą. na szczęście jutro otrzymam kolejną partię białych kapsułek...