Często wątpię. Głównie w to co dzieje się w moim życiu. Wątpię że mi się uda, wątpię że jestem odpowiednią osobą w tym miejscu itp. Jednak o dziwo, mimo że popełniłam w życiu cholernie dużo dziwnym decyzji, 99% ich nie żałuję. Bo skoro coś zrobiłam, coś postanowiłam nawet pod wpływem chwili to to oznacza że w tym momencie sądziłam iż to jest dobre. Choć w wielu przypadkach w późniejszym czasie okazywało się ze wcale tak nie było. Tak też miałam dużo dziwnych, złych znajomości, dużo dziwnych złych sytuacji. Dzięki temu mam bogatsze doświadczenie. Jednak jestem typowym Polakiem - mądry po szkodzie. Nie uczy się z porad ludzi bardziej doświadczonych - wszystko muszę poczuć na własnej skórze. Po wielkim sparzeniu się na ogół wycofywalam się z życia. Moja energia przygasala a ja przygladalam się życiu z boku. Sądziłam że tak po prostu mam. Taki mój urok czy coś. Rok temu okazało się że nie do końca ja to ja. Tak jakby siedziało coś we mnie i niekiedy bawiło się w moje życie. Siedzieć to będzie do końca moich dni. Powoduje że dużo śpię, że często jestem rozdrazniona. Ze niekiedy cały tydzień spędziłabym pod kocem a w inny wręcz bym się zabiegala. Dziwny stan. Bardzo zmienny. Trzeba z tym walczyć. Każdy dzień jest taka mini walka z samym sobą. Mimo że coś w głowie mówi mi że na nic nie mam dziś sił, że przecież jestem do dupy, to staram się z tego dnia wykszesac jak najwięcej, by mieć choć odrobinę satysfakcji i moc sobie powiedzieć nie było tak źle. Ale bywa źle. Bywają tygodnie pełne łez, wówczas na ogół przypominam sobie ze mimo instrukcji walczę z tym głównie sama. Sięgam po zielony koszyczek, odlamuje mała biała tabletkę, a później kolejna. Efekt będzie za miesiac, lecz ja jestem zadowolona z siebie ze coś dla siebie zrobiłam. Co z tego ze po 4 dniach przerywam cykl i ostatecznie efektu nie będzie? Bo poczułam się lepiej przecież. To wszystko jest strasznie zakręcone. Nie życzę nikomu takiej walki, takich obaw, dzikich radości i smutków. To wykańcza czlowieka po części. Najgorsze jest to że na ogół mało kto to rozumie. Niby się stara lecz nie potrafi pomóc, bądź nie wie jak. Nikt nie wie. Dlatego, mimo że potrzebujemy aniołów i może je mamy to i tak jesteśmy z tym sami.
Chyba że ma się swoją 11stke. Mija już rok odkąd poznałam swoją 11stke. Nie liczyła się osoba ponad nimi. Liczyli się oni. Podobne doświadczenie, podobne historie, podobne podejście do życia. Zmanimulowana odrzucilam wszelka pomoc. Po przecież poradzę sobie sama. A teraz tęsknię za nimi... Mogłabym wrócić, poznać kolejną grupę. Lecz to nie będą oni. To nie będą te same szczere uśmiechy przez łzy. Pełne ciepła rozmowy na wszystkie tematy. Wspólne posiłki, wspólne żarty. Jeny, jak ja tęsknię...
sobota, 19 grudnia 2015
XVII.
czwartek, 17 grudnia 2015
XVI.
ciężko jest ruszyć z miejsca. z miejsca w którym jest w miarę dobrze i jest w bezpiecznie. ciężko ze stanu uśpienia, bezczynności przejść w stan gotowości. ciężko jest się wziąć w garść, gdy właściwie nigdy nie robiło się tego dobrze. ale tak trzeba. chociażby pod publikę należy się uśmiechać, wykonywać to co nam odgórnie nakazano. szkoła, praca, rodzina. bo jak żyć inaczej? przecież to jest właśnie schemat szczęścia, według którego należy żyć. życie zmienia się w mechaniczne wykonywanie narzuconych zasad i stereotypów. z czasem ciężko być indywidualistą. wmawiają nam żę każdy człowiek jest inny, lecz z czasem większość ludzi gubi się w tym. zanika ich oryginalność, pomysłowość, żywiołowość, radość. stajemy się tłumem szarych ludzi. wszyscy ci którzy wychodzą poza ten schemat są krytykowani. bo jak oni tak mogą? jak oni mogą być artystami, starymi kawalerami, podróżnikami, badaczami, samotnie wychowującymi rodzicami, ludźmi kochającymi inaczej itp.? no jak? jak oni tak mogą? skandal! hańba! wstyd! wmawiają nam 'podążaj za marzeniami', a gdy dorastamy nasze marzenia odchodzą na odległy plan, a wmawiane jest nam 'musisz się wziąć za siebie i robić tak bo tak trzeba'. dziecięca radość, marzenia giną w dorosłości. my ludzie giniemy w tym procesie. procesie który wymyśli ludzie ludziom. niegdyś mądrzejsi wykorzystywali mniej oświeconym by pracowali dla nich. schemat wszedł w życie i trwa do dziś. mało co się zmieniło. nadal jesteśmy wykorzystywani, upokarzani, zmuszani itp. bo tak trzeba. bo nie można się postawić rodzicom, nauczycielom, szefom, urzędnikom itd. nie wolno! bo oni mają większe doświadczenie, większą wiedzę. ok. są przypadki gdy się to sprawdza. jednak często te wielce oświecone umysły zatrzymują się na pewnym etapie rozwoju i nie przyjmując zmian, bądź dalszych świeższych informacji. trwają w swej rzekomej, wykreowanej prawdziwe. w swojej fikcji jak się okazuje. nie dajmy się zwariować. nie dajmy się manipulować. nie dajmy się stłamsić, przerobić na robocika ogromnych firm, rządów, państw. pozostańmy ludźmi w tym nieludzkim świecie. nie zapominajmy marzyc, walczyć, starać się, wspinać, odkrywać, próbować. życie mamy tylko jedne. nie zapominajmy o tym. ceńmy ten dar. to nasz dar. to my nim zarządzamy. przeżyjmy życie tak aby pod jego koniec powiedzieć sobie 'było pięknie', a nie tylko ' misja wykonana'. przemyśl to, później uśmiechnij się do lustra, idź i walcz o swoje lepsze jutro :)
czwartek, 1 października 2015
XV.
"Samotność nie polega na braku czyjejś fizycznej obecności. Obecność polega na braku emocjonalnej więzi z kimkolwiek."
już naprawdę nie mam na to siły. wcześniejsze problemy się nasiliły. relacja wygląda na typowo koleżeńską. decyzja wspolnego zamieszkania nie cieszy tak jak na poczatku. byly juz 2 kilumiesieczne przerwy. trzecia bedzie ostatnią. bo jak wierzyc w cos czego nie ma? jak wierzyc komus kto nie potrafi sie przyznac do tego co robi? jak czuc sie bezpiecznie przy czlowieku ktory jest wiecznie na fazie? nie interesuja juz mnie ciagle tlumaczenia ze to przez prace. widocznie jest slaby. a dwie slabe osoby zwiazku to o jedna za duzo. a ja potrzebuje silnego charakteru, który bedzie mnie trzymal w ryzach i przy ktorych bede czuc sie spelniona i bede czuc sie bezpiecznie. a zreszta. natlok ostatnich wydarzen sprawia iz jestem silna jak nigdy dotąd. wiec chyba dam rade sama. a co. nie poradze sobie? ja juz wam pokaze ze sie uda. ze nie potrzebnie wiecznie we mnie watpiliscie, wypominaliscie i krytykowaliscie. nie jestem ta dziewczyna ktora bylam 5 lat temu. na szczescie. wiem juz na czym zycie polega i wiem co jest w zyciu wazne - rodzina. choc moze i wymagam kilku szlifow w osobowosci, ale i za ta sie zabiore. i wracam do tego co kocham - fitness i zdrowe odzywianie. za duzo tego? lubie jak mam duzo na glowie. nie mysle wowczas o glupich drobnostkach, które w stanie apatii doprowadzilyby mnie do histerii. jestem teraz na wyzu i mam nadzieje ze to jak najdluzej potrwa.
piątek, 31 lipca 2015
XIV.
szkarada, zla, nie potrafi niczym sie zajac.
krzemien pasiasty na apatie nie pomaga. trzeba znow powrocic do pastylek, sportu i swietego spokoju.
smutne to - juz byla podjeta odwazna decyzja, a tu prosze - juz nie umiem wytrzymac dluzej. specyfika tych ludzi mnie nieco wykancza.
tekst typu: Ty nie jestes nasza wiec jak znikniesz to musisz wszystko oddac (3 magnesy)
lub: wspolczuje Ci bracie, nie bedziesz mial co jesc i bedziesz chodzil brudny. tylko nie przychodz na dol po cukier (wynajecie mieszkania nad bratem M. )
lub: Ty miniesz tego psa a traktor za nami go rozjedzie lub przyjda chinczyki i go zjedza hahaha (powstal maly zator z powodu malego kulejacego psa. jestem uczulona na krzywde zwierzat. jak widac nie wszyscy maja to samo)
i fakt iz znow pil. i zygal. nie znosze tego. a obiecal ze przestanie. zabiegal blisko 3 miesiace o to bym wrocila obiecujac zlote gory. to jest nic - nie jest mna zainteresowany. wiem ze bez makijazu nie wygladam jak panna z victoria secret ale chyba az taka szkarada nie jestem.
2 w nocy pisze, mysle. w lazience zmieszal sie zapach dymu papierosowego, wymiocin i perfumu.
chce juz wrocic do miejsca w ktorym spedzilam 21 lat. przemyslec wszystko i podjac kolejne trudne decyzje. przydalaby sie jakas utopia, miejsce schronu i regeneracji.
ale przynajmniej ktos sie o mnie martwi. dostalam tel z porada by sie przebadac. moj plan na najblizsze 2 tyg: badania i moze rzucenie fajek
chyba trzeba byc egoista. lepiej sie na tym wychodzi
sobota, 11 lipca 2015
XIII.
Gapię się właśnie na cycki. Duuuże cycki. Cyki do pozazdroszczenia. Na profilówce jakiegoś fotografa z megamodels. Ponownie założyłam konto na owym portalu. Zrobiłam to 2 noce temu. Coś mnie naszło i o, jest już efekt. Są pierwsze propozycje, słowa otuchy, komentarze, oceny. A mnie dodaje to ponownie skrzydeł. Rzekomo mi coś po części wychodzi. Chociaż coś. W końcu...
To nie był dobry tydzień. Bardzo nerwowy, pełen łez, smutku, Trzy dni z rzędu czułam się, że coś we mnie pęka. Pęka to co wypracowałam przez ostatnie pół roku. Zagubiona, zdołowana, wkurzona wręcz - uciekłam. To takie w moim stylu. Najpierw w jedno miejsce, a później w jeszcze inne. I tak spędziłam 3 dni we fioletowym pokoju, praktycznie sam na sam. Jeszcze tydzień i będę pod stałą opieką. Oby jak najdłużej. A później? Dopiero się zacznie. Plany planami, ale czy rzeczywiście im wszystkim podołam? Czuję, że jesień będzie bardzo napięta i zalatana. Ciekawe co przyniesie: pełne szczęście czy totalną destrukcję...
czwartek, 26 marca 2015
XII.
wtorek, 24 marca 2015
XI.
Nareszcie spotkałam się z przyjaciółką. Biedna leży w łóżku z zakazem cięższego wysiłku, zagubiona, lecz ze swym ukochanym u boku. Są tak cholernie słodcy. Ich miłość oraz ich wieczne usmiechy na twarzy tworzą bardzo pozytywną aurę. Mimo wielu kłopotów z jakimi zmagają się to się nie poddają. Trwają wierni swojemu boku. Coś cudownego. Szczerze im tego zazdroszczę, lecz to zdrowa z zazdrość - chcę jak najdłuższej patrzeć na ich szczęście.
Po 3 h szybki późny obiad i zaskakujące odwiedziny przyjaciela. Trudne i łatwe rozmowy przy herbacie owocowej i mentholowych papierosach.
Ostatecznie na sam koniec dnia basen z siostrą - czysty saunowy relaks, przepełniony sprośnymi żartami innych współtowarzyszy.
W kuchni nie zrobiłam dziś nic - nie ruszyłam żadnych nowych przepisów czy to na chleb czy to na inne posiłki. Już chociażby po tym widać że coś jest nie halo. Nawet nie zrobiłam ani jednego przysiadu badź brzuszka. Pomachałam nieco rękoma i nogami w basenie rekreacyjnym, lecz nie zmusiłam sie do żadnego wysiłku. Zaskakujące, gdyz wczesniej swój ponury nastrój probowałam sobie wytłumaczyć smętną aurą za oknem. Ale dziś przecież było piekne słonce i 15 stopni na plusie! Więc skąd to się bierze?! Dlaczego nad tym nie panuję, nie potrafię wyrwać się na siłę z tego stanu? Nie potrafię sobie pomóc, sama... ? Jeśli człowiek sam sobie nie pomoże to nikt nie będzie miał na niego wpływu. Bo nie wierze w teorie Anioła Stróża. Taki anioł przy mnie by się wykończył. Sama się ze sobą wykańczam. Czysty, naturalny masochizm. Autodestrukcja. Ja pie......
poniedziałek, 23 marca 2015
X.
niedziela, 22 marca 2015
IX.
poniedziałek, 16 marca 2015
VIII.
Wracajac do tematu, wmawianie innym że jest przeciez ok, ma jeden cel - słowa zmieniaja sie w czyny. Wmawiając sobie ze jest dobrze, ze zmiany sa dla mnie dobre, chce tych zmian, dobrze sie z nimi czuje, nie zglebiamy tematu. Mózg to w naturalny sposob akceptuje, nie sprzeciwia sie niczemu, przyjmuje to co zalozylismy. Bariery są w głowie. Jesli wmówimy sobie że nie ma żadnych barier, ograniczeń to tak własnie będzie.
Pora na dalsza rewolucje.
środa, 21 stycznia 2015
VII.
19 styczeń był podobno najgorszym dniem w roku. stwierdzili to amerykańscy naukowcy obliczając go za pomocą nieco zakręconego wzoru. w moim przypadku pomylili sie o jeden dzień. póki co jedynie o jeden dzień, lecz może się okazać że blue to ja będę mieć cały week.
śniło mi się znowu coś co mam jedynie w snach a nie mogę mieć w realiach. coś co mnie zaniepokoiło. coś co z jednej strony spowodowało, że po usłyszeniu budzika chciałam oddać się jeszcze chociaż na chwilę w krainę snu by móc powrócić do świata nierealnego i coś co z drugiej strony po moim ostatecznym ruszeniu tyłka z łóżka spowodowało nerwoból trwający 3 h, totalną nieobecność na zajęciach, a nawet w niektorych momentach łzy w oczach. sen był dla mnie tak dużym kłopotem, że chciałam poruszyć zakazany kontakt z osobą która zna temat. jednak mały wir obowiazkow odroczyl ode mnie ta mysl. po czesci na szczescie, lecz z drugiej strony boje sie ze to wciaz bedzie wracac. ta delikatna sfere musze niestety poruszyc. mam tydzien na napisanie swojego zyciorysu i na omowienie go w 26. przeraza mnie to na tyle ze przebiegla przeze mnie dzis mysl - moze zrezygnuje? uciekne? zwolnie miejsce dla osoby ktorej mozna pomoc lub ktora ma wieksze problemy? tak bardzo czuje sie zagubiona ze najchetniej zamknelabym sie w czterech scianach na jakis czas i najlepiej przeczekala do wiosny lub nawet lata, gdzie sama sloneczna aura pozwala poczuc sie nieco lepiej.
piątek, 16 stycznia 2015
VI.
znalazlam sie w miejscu do którego chcę wracać. nikt mnie nie głaszcze po głowie, nie interesuje się moją fizycznością, ale mimo to stara sie mnie poznać. ja też staram się poznać 11. podstawą jest wnętrze, a właściwie bałagan w nim. nie radzimy sobie z sytuacja w domu, pracy, nie jestesmy zadowoleni z siebie, widzimy swiat w szarych barwach, a siebie uznajemy za bezwartosciowe osoby. nasze zycie reguluja male tableteczki skrupulatnie brane co dzień. bez nich bylibysmy roztrojona galareta pelna emocji, fobii i niezrozumialych mysli. nie wychylamy sie z tlumu, dbamy o czystosc, dbamy o dzieci, gotujemy, funkcjonujemy. jest to mechaniczne zycie. wykonujemy kanon czynnosci nalezacych do utartego standardu zycia. nie zyjemy duchem. nasz duch, pozytywna energia, ambicja, zaangazowanie ulecialo gdzies. nie udzwignelismy porazek, słów, emocji. jestesmy jak emocjonalne gąbki których niestety nie da sie wydrzemnąć. nie udzwignelismy swojego zycia, zamknelismy sie w izolacji. caly ten proces trwa latami. zdrajca sa momenty wyżu. pojawia sie wzmozona aktywnosc, w miare dobry nastroj, kreatynosc, chec zmian. pęka to ja bańka samoistnie lub po ingerencji kogos z zewnatrz. zdrajca sa momenty nizu niekiedy tak skrajne ze prowadza do roznych prob. szaleniec, idiota, niezrównoważona osoba, postradał rozum.
zagubilam sie. mały odsetek siebie znalazlam wsrod 26. jestesmy tak rozni, ale tak bardzo siebie rozumiemy. potrafimy razem plakac, smiac sie, siedziec w ciszy i glosno mowic. wspieramy sie. nie oceniamy sie. dawno nie odczuwałam przywiazania a teraz potrafie go potwierdzic w 3 dniu istnienia 26.
boje sie. przepelnia mnie ogromny strach. czeka nas cholernie ciezka droga ktora konczy sie tak wieloma znakami zapytania. przeraza mnie mysl co bedzie dalej. jak sobie poradzimy bez siebie. czy 11 w ogole dotrwa do konca i czy kazdy w ostatecznosci odnajdzie spokoj i szczescie? ...
sobota, 3 stycznia 2015
V.
ucztę doprawiła atmosfera. zmienna jak zwykle. miesiąc temu chwaliłam się że już po prawie roku czasu jest nareszcie okej, zadomowiłam się na nowo, a tu patrz te cholerne życie - koło. zdążyłam nawet zapomnieć o słowach 'z nią są najgorsze problemy' (o.), a tu bach - zarzut szantażu, wmawianie że postępuję źle i będę mieć kłopoty, zero wsparcia, rozmów i jeszcze pewna zbędna obeność (łr.). zasnęłam o 5:30 z opuchniętymi oczami zastanawiając się gdzie jest moje miejsce i co robie wiecznie źle próbując sama wyjść na prostą. na szczęście jutro otrzymam kolejną partię białych kapsułek...