sobota, 3 stycznia 2015

V.

dopiero co wypita kawa i 50 stron materiałów na jutrzejsze egzaminy. niby pikuś, ale głowa nie przyswaja nic. świadomość tego że pewna sfera jest nie do odzyskania, uczucie tęsknoty, wrażenie ogromnej rany w sercu... wmawianie sobie od dłuuugiego czasu, że to nie stanowiło już problemu było błędem. chociaż właściwie jesteśmy tego świadomi, lecz oszukujemy się. wolimy uciec przed samotnością niż podjąć walkę. wolimy dać komuś nadzieję niż sobie. jaki jest tego sens? nie świadomie krzywdzimy ludzi. a może świadomie po tym jak skrzywdzili nas?
ucztę doprawiła atmosfera. zmienna jak zwykle. miesiąc temu chwaliłam się że już po prawie roku czasu jest nareszcie okej, zadomowiłam się na nowo, a tu patrz te cholerne życie - koło. zdążyłam nawet zapomnieć o słowach 'z nią są najgorsze problemy' (o.), a tu bach - zarzut szantażu, wmawianie że postępuję źle i będę mieć kłopoty, zero wsparcia, rozmów i jeszcze pewna zbędna obeność (łr.). zasnęłam o 5:30 z opuchniętymi oczami zastanawiając się gdzie jest moje miejsce i co robie wiecznie źle próbując sama wyjść na prostą. na szczęście jutro otrzymam kolejną partię białych kapsułek...

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz