piątek, 21 listopada 2014

IV.

To co przybyło wraz z listopadem zdecydowanie się nie spodziewałam. Wystarczyły dwa słowa, które podziałały na mnie w dość rażący sposób i aktywowały we mnie lawinę negatywnych emocji. Emocji, które są znacznie silniejsze niż te, które objawiały się 2 lata temu. Możliwe, że pierwsze symptomy pojawiały się już wcześniej, lecz w tym całym zgiełku zdarzeń przymykałam na to oczy, zamiast powiedzień sobie stop i spróbować zwalczyć to. Póki co największy symptom stresu odstawiłam na bok, jednakże siedzenie w domu mimo iż dostarcza mi w pewnym stopniu relaks to zarówno zakłóca spokój coraz to gorszym poczuciem samotności. Minął tydzień, a we mnie już rośnie drzewo wątpliwości. Problemy ze snem są najgorsze. Często zasypiam dopiero o 5 nad ranem, przez co mam dużo czasu na rozmyślenia, lawinę łez i negatywnych myśli. Oczekując na wizytę u specjalistów staram się sama sobie nieco pomóc poprzez aktywność fizyczną, lecz jak na razie nie widzę żadnego efektu. Motywując się nawzajem z K. może wypracujemy w sobie nieco systematyczności i może wówczas odczuję choć odrobinę satysfakcji. 

Z większości portali internetowych zniknęłam. F zawiesiłam, z portali mm usunęłam konta. Od weekendu nie palę, dzięki czemu otrzymałam małą chrypkę. Staram się zaadaptować ponownie do nauki, lecz z mizernym skutkiem. Rozważam psa. Ba, wręcz o nim marzę, lecz niestety współdomowników w żaden sposób nie przekonam do tego.

Taki los.




Dziś na słuchawkach: 

czwartek, 9 października 2014

III.

I kolejny dzień wolny. Zabrzmiało to jakbym była znudzona dniami wolnymi od pracy. Nie, nie, tu chodzi o to, że je celebruję. Z moich wyliczeń wyszło na to, że październik w darze przekazał mi aż 5 dni wolnych od pracy i szkoły. Jeden z cudownych 5 dni, właśnie trwa. Dziś zrobiłam sobie 'day free' od wszelkich moich zasad. Okey, prawie wszystkich, gdyż kuchnia jest dla mnie jak miejsce święte - tu zasad łamać nie można. Aktualnie leże pod kocem z małym bólem głowy i z nogami zarzuconymi na ławe - szokujący nie kulturalny widok u tak wymagajacej kultury osoby jak ja. Spałam za długo, aż 10 h - stąd ten ból głowy. Tak sobie to tłumaczę. Aczkolwiek moja mama gorąco namawia mnie do zrobienia sobie chociaz badań krwi. Uczucie zmeczenia i problem z wypadaniem włosów trwa u mnie już około miesiąca, mimo przyjmowanych dużych ilości witamin, skrzypu czy też żeń-szenia. Nie lubię martwić sie na zapas. Nie lubię wizyt u lekarza itp miejsc. Dlatego odwlekam tą myśl od siebie jak również myśl o wizycie u mechanika z autem. Głupio wierzę, że złe symptomy, które świadczą o nieprawidłowym działaniu czy to organizmu czy to urządzeń/pojazdów same znikną jak zła zmora w śnie i nie pojawią się ponownie. Głupota, czysta głupota, wiem.

Wspominałam o pewnej muzyce w ostatnim poście przy której się obudziłam w nocy po ciężkich paru dniach, prawda? Nareszcie ujawniono projekt o nazwie Lari Lu. Dlaczego o tym wspominam? Dlatego, że przyjaciel bliskiej mi osoby jest częścią tego projektu, a ja wresz kocham muzykę którą on tworzy. Jest to tym muzyki elektronicznej, lecz z powodu swojego refleksyjnego nastroju jest u mnie na pierwszym miejscu.



Piękne prawda? Jest to chyba pierwsze połączenie jego muzyki z wokalem. Poznajecie wokal? Napewno się zdziwicie gdy wyjdzie na jaw kto tworzy ten skład. Płyta zapowiedziana jest na listopad i z pewnością zagości w moich rękach. Moim najbliższym przypomniam, iż w listopadzie mam swój mały dzień, więc ucieszyłabym sie bardzo z tego właśnie prezentu ;)


Mała zmiana tematu. Męczę ostatnio wszelkie portalu typu mm na którym mam konto. Raz tworzę wiadomości, a po chwilii je kasuję nie widząc sensu by dalej brnąć w tą dziwną branżę i moje mały hobby. Stąd ten brak aktywności gdziekolwiek oraz brak nowych sesji. Jesień przyniosła mi melancholijny nastrój jak zawsze i odebrała wszelkie pokłady pozytywnej energi. Taka oto smutna prawda.

No nic, pora wracać do rzeczywistości, której wybudza mnie dźwięk czajnika. Czarna kawa, koc i sterta książek to mój plan na dziś. Plan zabijający czas oczekiwania na powrót B. Może to te tygodniowe rozłąki są powodem tej apatii. Niestety polskie realia zmuszają do takich decyzji by cokolwiek w życiu osiągnąć. Temat ten jest zbyt głęboki i stronniczy by móc sie tu o nim rozpisywać. Można jedynie trzymać kciuki by było lepiej. Bo będzie, prawda?

wtorek, 23 września 2014

II.

I nastała jesień. Pora roku wredna dla naszych nosów i gardeł. Chyba już co 3 osoba ma już za sobą lub aktualnie przechodzi conajmniej przeziębienie. Mój organizm to również dopadło. Nie pytajcie jaka byłam zła, gdy lekarz mi wręczył receptę na antybiotyk i wymusił na mnie chociaż 3 dni urlopu chorobowego. Tuż po nim pognałam jak najprędzej na siłownie (mimo wciąż zażywanych leków) i jaki był tego efekt? Trening wykonany w 50% procentach i stan wypompowania wszelkich sił. Po zakończeniu antybiotyku na gardło mój organizm dał się we znaki z zatokami. Do treningów podchodziłam 2 razy, lecz było to mało komfortowe dla mnie. Aktualnie zatoki uważam za wyleczone w 80% zatem powracam do ćwiczeń. Dzięki temu wykorzystam swój mini urlop w maksymalny sposób.
Mamy już w sumie wtorek a wciąż odczuwam zmęczenie. Maraton 3 dniowy w pracy z jednodniową przerwą i dalszym 4 dniowym maratonem połączony z urodzinami mojej siostry E., imieninami B. i wypadem do Torunia doprowadził do tego, że w sobote po powrocie z wypadu do miasta nad Wisłą wypiłam nową Warkę o smaku gruszki i zasnęłam w koszuli wtulona w poduchę w kwiaty. Po 2 h sie przebudziłam, a w pokoju wciąż jest B. wraz z przyjacielem i wciąż słuchają tej samej muzyki, którą do dzisiejszego dnia nuce, lecz dziwnym faktem pustych butelek przybyło. Jestem kobietą wyrozumiałą. Chłopcy nie widzieli się miesiąc, a ja w zamian dostałam malutki bukiet kwiatów, który kolorystycznie nawiązuje do mojej marynaki. Jeśli każdy weekend będę zarywać by móc z nich wykrzesać każdą możliwą chwilę to już widzę jakie pieniądze będę pozostawiać w aptekach. Już nie mam pomysłów na wzmocnienie organizmu. Zdrowa dieta i suplementy nie pomagają. Klimatyzacji staram sie nie używać w aucie. Jedyne czego nie moge zmienić to temperatury w jakiej przebywam przez 8 h w pracy. Zatem byłabym wdzięczna za całą listę z poradami. Każdą rozważe i wchłonę w swoje życie.

I.

Nie lubię powitań. Kojarzą mi sie jedynie z czasem, który jest określony, ujęty w konkretne ramy. Czas który sie zaczyna i musi się też skończyć. Powitania niby pełne pozytywnych ekscesów zawierają również nutkę negatywnych emocji zwiazanych z finishem, które rozpoczynają. Są jedynie formalnością, grzecznościową sytuacją narzuconą przez wpajane nam od maleńkości zasady dobrego wychowania. Dobrze, może start jeszcze przetrawię, lecz pożegnania są istnie przygnębiające. Jutro będzie kolejny dzień, kolejne możliwości. Jeśli nie jutro to na pewno będzie inna możliwość na rozmowę, spotkanie, kontakt. Po co więc mówić ' do zobaczenia' skoro zakończone wydarzenie znowy nastąpi? Tak dla zapewnienia, że sie w to wierzy? To zbędnę, gdyż i tak człowiek ma nadzieję na to, iż przyjemne sytuacje się powtarzają. No chyba, że mamy do czynienia z pesymistką, negującym wszystkie pozytywy w życiu. Lecz to odrębny temat. Temat rzeka. Zbyt, krótkie jest życie by smęcić i marudzić. Uśmiech proszę. Wywoła on pozytywne emocje, dobrą pamiątkę, a także dobrze będzie świadczyć o Tobie. Mówisz, że nie przejmujesz sie tym co myślą inni. Inni to też Twoja rodzina i przyjaciele. Dlaczego traktujesz ich inaczej niż nie znajome Ci osoby? Otwarta/y i uśmiechnięta/y dla bliskich, a dla obcych negatywnie nastawiona/y? Każdy zasługuje na szacunek i te samo traktowanie. Musisz dawać innym to co Ty od nich wymagasz. Wymagasz akceptacji, pozytywnego odbioru? Musisz się zdobyć na to by móc samemu to podarować. Nie potrafisz tak? Rzeczywiście wymaga to dużo energi i samozaparcia. Należy emocje trzymać na wodzy w każdej sytuacji. Nawet gdy ktoś obcy wywyższa się, źle Cie traktuję, patrzy na Ciebie z góry na pewno się zdziwi, gdy Twoje podejscie będzie pozytywne. Da to mu do myślenia, może nieco odmieni jego życie. Od błahostek zaczyna sie zmieniać życie. A życie wciąż się zmienia. Ba, nawet musi, nie można stać w miejscu i obserwować to co już się ma, co się zdobyło. Jesteśmy zdobywcami. Możecie nie wyśmiewać tego zdania? Zdobywcą nie jest jedynie osoba, którą fascynuje podbijanie kolejnych szczytów górskich. Każdy człowiek na swej drodze ma konkretne cele, które zdobywa. Niekótrzy są bardziej ambitni inni mniej. Jedni są uparci i szybko im idzie osiąganie kolejnych szczebelków, a inni leniwy stoją w miejscu i marudzą. Ci drudzy marnują czas, którego nikt i nic im nie zwróci. Życie należy przeżyć tak by pod jego koniec kręciła się łezka w oku, wspominając je, opowiadając dzieciom, wnukom. Najlepiej by pozostała po nim pamiatka trwała - nie tylko wspomnienia, które ulecą wraz z nasza duszą, lecz pamiątki namacalne - zdjęcia, nagrania, przedmioty, teksty, pamiętniki, wiersze, piosenki, dzieła sztuki itp. Warto odnaleźć swój ukryty artyzm by móc zostawić pamiątkę dla pokoleń. Istnieje też druga kwestia - kwestia szacunku do swojego zdrowia, ciała, życia. Aby mieć jak najdłuższy okres na zdobywanie celów, nabywanie wspomnień, wykonywanie pamiątek należy dbać o tryb swojego życia. Chcę na własnych doświadczeniach zobaczyć jak ten tryb można polepszyć, zmienić i co można po sobie zostawić osobom, które będą się interesować naszym życiem. Mam nadzieję, że mi to wyjdzie :)