czwartek, 26 marca 2015

XII.

Niekiedy lubię ciężkie słowa. Potrafią mnie postawić do pionu, powodują u mnie nastawienie polegające na tym by 'udowodnić' iż ktoś sie myli. Ns. ma takie zdolności. Wkurzające na początku, lecz mocno motywujące. Dzisiejsze 'przyjebana jestes' nie zburzyło mojego spokoju, nie spowodowało żadnego drgnięcia jakiejkolwiek innej emocji. Wciąż siedziałam z kamienną twarzą, zbyt sztywna, zbyt wyciszona. Jedynie co do mnie nieco trafiło to słowa 'dobrze by było gdybyś się wyprowadziła'. O tym o dziwo jeszcze nie zapomniałam. Plan był, działać miałam już w kwietniu. Lecz nawet planu nie zaproponowałam, gdyż po jakimś czasie wyczułam, że to nie zostanie zaakceptowane. Wiec dalej trwam w tym stanie, rzekomej mojej fikcji, czekając na anioła. Jednak.

wtorek, 24 marca 2015

XI.

Dzisiaj był odpust. Odpust od terapii. Obudziłam sie totalnie bez sił, bez motywacji, bez chęci, bez ... hm, życia? Nie pomogło pyszne śniadanie, pyszna kawa, ostatecznie nawet nie pomogły toksyczne fajki i tłuczące słodkie. Coś jednak trzeba było zrobić z dniem, z czasem wolnym. Wyjechałam podając złą informację. Dotarłam najpierw do sklepu, później do apteki aż ostatecznie do babci na wsi. Na kawusi, ciasteczkach i papierosach. Ogladałyśmy durne 'Trudne sprawy' i pogadałyśmy jakieś dobre 2 godziny. Poodychałam nieco tamtejszym świeżym wiejskim powietrzem, wygłaskałam 3 psiny. Luz.
Nareszcie spotkałam się z przyjaciółką. Biedna leży w łóżku z zakazem cięższego wysiłku, zagubiona, lecz ze swym ukochanym u boku. Są tak cholernie słodcy. Ich miłość oraz ich wieczne usmiechy na twarzy tworzą bardzo pozytywną aurę. Mimo wielu kłopotów z jakimi zmagają się to się nie poddają. Trwają wierni swojemu boku. Coś cudownego. Szczerze im tego zazdroszczę, lecz to zdrowa z zazdrość - chcę jak najdłuższej patrzeć na ich szczęście.
Po 3 h szybki późny obiad i zaskakujące odwiedziny przyjaciela. Trudne i łatwe rozmowy przy herbacie owocowej i mentholowych papierosach.
Ostatecznie na sam koniec dnia basen z siostrą  - czysty saunowy relaks, przepełniony sprośnymi żartami innych współtowarzyszy.
W kuchni nie zrobiłam dziś nic - nie ruszyłam żadnych nowych przepisów czy to na chleb czy to na inne posiłki. Już chociażby po tym widać że coś jest nie halo. Nawet nie zrobiłam ani jednego przysiadu badź brzuszka. Pomachałam nieco rękoma i nogami w basenie rekreacyjnym, lecz nie zmusiłam sie do żadnego wysiłku. Zaskakujące, gdyz wczesniej swój ponury nastrój probowałam sobie wytłumaczyć smętną aurą za oknem. Ale dziś przecież było piekne słonce i 15 stopni na plusie! Więc skąd to się bierze?! Dlaczego nad tym nie panuję, nie potrafię wyrwać się na siłę z tego stanu? Nie potrafię sobie pomóc, sama... ? Jeśli człowiek sam sobie nie pomoże to nikt nie będzie miał na niego wpływu. Bo nie wierze w teorie Anioła Stróża. Taki anioł przy mnie by się wykończył. Sama się ze sobą wykańczam. Czysty, naturalny masochizm. Autodestrukcja. Ja pie......

poniedziałek, 23 marca 2015

X.

Biała dama. Zostałam określona jako biała dama, która wciąż ma zamrożone uczucia. Niekiedy spod ciężkiej maski wypłynie pare łez, które automatycznie tłumie i nie pozwalam rozwinąć się w cały ich potok. Opowiadając o problemach pojawił sie ironiczny uśmiech zupełnie nie pasujący do sytuacji. Wzbudziło to złość, chęć otrząśnięcia mnie z tego stanu. Lecz już po dłuższym wyjaśnieniu dlaczego stało się jak się stało pojawiło się pełne zrozumienie. W obawia o swoje emocje, swoje myśli, swoje uczucia moja podświadomość znalazła drogę wyjścia - stan zawieszenia, zamrożenia uczuć. W swoim otoczeniu nie mam zezwolenia na słabość, jestem pod ścianą naciskana słowami 'weź się w garść, musisz dać sobie radę'. Tylko jak dać sobie radę gdy chęci i siła raz pojawiają się by później zniknąć... Dobrym rozwiązaniem byłby Anioł Stróż przy którym nie obawiałabym się o swoje postępowanie, o to że sobie nie poradzę z myślami i emocjami. Ktoś tak bliski, kto w pełni zaakceptuje mnie i moją chorobę. Ktoś tak silny kto podobała temu wyzwaniu. Ktoś kto przez większość czasu będzie obok. 5 lat szukam takiej osoby, niekiedy zbyt intensywnie, zbyt pochopnie decydujac sie o nadanie tak waznej funkcji. Chęć walki i poszukiwań aktualnie zaniknęła. Duże nadzieje wiązałam z Utopią, która żyje podobnym systemem przed którym uciekłam na początku roku. Pora zwalczyć oczekiwania i nadzieje, usunąć te pojęcia z życia na okres najbliższych 2 lat leczenia. Mam dosyć. Najchętniej odizolowałabym się zupełnie, zbudowała fortece nie do przebicia by tylko nie poniesc kolejnej porazki. Mentalnie czołgam sie po ziemi, automatycznie brnac do przodu w nieznane. Bo mimo ciężaru przeszłości jakie mnie przygniata do ziemi boję się znaleść pod nią. Panicznie się boje. Panicznie boję się aktualnego stanu. Boję się być sama ze sobą. Nie znam się zupełnie. Już nie wiem kim jestem lub kto jeszcze we mnie siedzi i jakie ma wobec mnie plany. Pieprzone sylwetki Amy.

niedziela, 22 marca 2015

IX.

Nieco zwolniłam z tempa w tym tygodniu. A może to tylko złudzenie... Od poniedziałku do piątku terapia, siłownia, przygotowania na imieniny mamy, imieniny mamy, kawa z babeczkami z terapii, castorama, codziennie gotowania, zakupy, dieta, nie wliczając czwartkowej-imieninowej dyspensy. wyczekiwany weekend, i ? i weekend zdecydowanie nie poszedł tak jak był planowany. na terapii uslyszałam, że wyłączyłam emocje - nie rusza mnie nic co sie dzieje wokół: zus, egzaminy, posypanie sie grupy, spotkania z daalsza rodzina, problemy znajomych, operacja przyjaciołki, brak kontaktu z najblizsza rodzina. sobotnie wydarzenia odreagowalam w kuchni - nie ucieklam w sen, ani w papierosy, chociaz nie raz w oczach pojawiły sie łzy złości i bezsilnosci. wlaczyla sie mala agresja, chec izolacji, bo ktos nie znalazl dla mnie czasu. sen pozwolil oczyscic mysl i juz o poranku przeprosilam za swoje zachowanie. jednakże utopia sie wycofuje, a ja ponownie poniosłam porażkę. niedziele zatem spedzilam w wiekszosci czasu w kuchni, a miedzyczasie za zakupach na kolejny dzien oraz pod kocem rozwiazujac sudoku. 
minęło 10 tygodni terapii, a mimo wielu rozmow, głównie z powodu tego co sie dzieje wokół wciąż jestem zagubiona. nie wyobrazam sobie powrotu do pracy, wpasowania sie z powrotem w system. nie panuję nad sobą, leki chyba nie pomagają, a więc obawiam się reakcji w pracy. boję się również samotności, a dokładnie braku ramion Utopii. starym schematem bezmyslnie popadłabym w inna chorą relacje by tylko miec kogokolwiek obok. Utopia również jest chora. czuje silne przywiazanie, bliskosc a otrzymuje fizycznosc, scisle wydzieloną, jakos 1 dzien na tydzien badz dwa. winą jest rzekomo system pracy, ambicja. rozumiem, lecz nie w satysfakcjonujący sposob. jestem osobą zero-jedynkową. dla mnie nie ma mentalnej szarosci. jestem zwyczajnie na pozycji zero 'ambicje w pracy czesto powoduja to iz tracimy cos rownie waznego'. zbyt wielkie słowa. jesstem zabawką, maloistotnym plastikowym gównem, a nie 'czymś ważnym'...
nie rozumiem ludzi zyjacych jedynie praca. rozumiem że pieniądze są wazne. dzięki nim mozemy zyc na jakims okreslonym poziomie. lecz po co nam wysoki poziom, gdy korzystamy z niego sami? nie mam co z tym walczyc - moze zrozumiem to gdy bede za 8 lat w wieku Utopii, moze wowczas w mojej hierarchii sie nieco pozmienia. a póki co, pora sie wycofac z ogromnym bolem serca i lzami w oczach. chociaz ta sytuacja wzruszyla we mnie jakimis emocjami, chociaz wolalabym przejac sie wszystkim innym, lecz nie tym. nie kiedy wszelkie moje głębsze relacje są porażką...

poniedziałek, 16 marca 2015

VIII.

Okres mojej ciszy był okresem zmian, łatwych i cięzkich decyzji, ogromu wątpliwości, płaczu, spalonych papierosów w nerwach. Staram się sama walczyć ze swoimi bolączkami, rodzinie i najbliższym przekazuję jedynie strzępki informacji dotyczących tego co dzieję sie w mojej głowie. Dla podrasowania wiarygodności rozpoczęłam dietę, wróciłam do ćwiczeń, uczęszczam do szkoły a wszystkich wokól opowiadam o swoich planach dotyczach przyszlosci i jak to ja wychodzę z sytuacji. Bzdura. Zderzyłam się ze ścianą, gdy usłyszałam że żyję w fikcji, a moje oczekiwania wobec życia nigdy nie zostaną spełnione. Usłyszałam również że jestem sama sobie winna, iż wokół mnie nie ma choć małej grupy znajomych, a także sama sobie winna że byłam w takich związkach a nie innych. Niczego nie pozwolono mi wytłumaczyć doświadczeniami, przeszłością. Terapia polega na dawaniu nadzieji i zburzaniu jej, robiac to w cykliczny sposób czego efektem jest woda zamiast mózgu. Ba! Usłyszeliśmy nawet tekst 'dajcie nam zarobić!'. Totalne świństwo. Lecz mimo tych komplikacji w nieco zwariowany sposób, ryzykowny, nie przemyślany, znalazłam swoją Utopię. Pełne ciepła ramiona oddalone aktualnie 30 km od morza. Zatanawiam sie tylko czy zdołam utrzymać to i czy uda mi sie rozwinąć to miejsce pełnego szcześcia...

Wracajac do tematu, wmawianie innym że jest przeciez ok, ma jeden cel - słowa zmieniaja sie w czyny. Wmawiając sobie ze jest dobrze, ze zmiany sa dla mnie dobre, chce tych zmian, dobrze sie z nimi czuje, nie zglebiamy tematu. Mózg to w naturalny sposob akceptuje, nie sprzeciwia sie niczemu, przyjmuje to co zalozylismy. Bariery są w głowie. Jesli wmówimy sobie że nie ma żadnych barier, ograniczeń to tak własnie będzie.
Pora na dalsza rewolucje.