minęło 10 tygodni terapii, a mimo wielu rozmow, głównie z powodu tego co sie dzieje wokół wciąż jestem zagubiona. nie wyobrazam sobie powrotu do pracy, wpasowania sie z powrotem w system. nie panuję nad sobą, leki chyba nie pomagają, a więc obawiam się reakcji w pracy. boję się również samotności, a dokładnie braku ramion Utopii. starym schematem bezmyslnie popadłabym w inna chorą relacje by tylko miec kogokolwiek obok. Utopia również jest chora. czuje silne przywiazanie, bliskosc a otrzymuje fizycznosc, scisle wydzieloną, jakos 1 dzien na tydzien badz dwa. winą jest rzekomo system pracy, ambicja. rozumiem, lecz nie w satysfakcjonujący sposob. jestem osobą zero-jedynkową. dla mnie nie ma mentalnej szarosci. jestem zwyczajnie na pozycji zero 'ambicje w pracy czesto powoduja to iz tracimy cos rownie waznego'. zbyt wielkie słowa. jesstem zabawką, maloistotnym plastikowym gównem, a nie 'czymś ważnym'...
nie rozumiem ludzi zyjacych jedynie praca. rozumiem że pieniądze są wazne. dzięki nim mozemy zyc na jakims okreslonym poziomie. lecz po co nam wysoki poziom, gdy korzystamy z niego sami? nie mam co z tym walczyc - moze zrozumiem to gdy bede za 8 lat w wieku Utopii, moze wowczas w mojej hierarchii sie nieco pozmienia. a póki co, pora sie wycofac z ogromnym bolem serca i lzami w oczach. chociaz ta sytuacja wzruszyla we mnie jakimis emocjami, chociaz wolalabym przejac sie wszystkim innym, lecz nie tym. nie kiedy wszelkie moje głębsze relacje są porażką...
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz