środa, 21 stycznia 2015

VII.

blue monday.

19 styczeń był podobno najgorszym dniem w roku. stwierdzili to amerykańscy naukowcy obliczając go za pomocą nieco zakręconego wzoru. w moim przypadku pomylili sie o jeden dzień. póki co jedynie o jeden dzień, lecz może się okazać że blue to ja będę mieć cały week.

śniło mi się znowu coś co mam jedynie w snach a nie mogę mieć w realiach. coś co mnie zaniepokoiło. coś co z jednej strony spowodowało, że po usłyszeniu budzika chciałam oddać się jeszcze chociaż na chwilę w krainę snu by móc powrócić do świata nierealnego i coś co z drugiej strony po moim ostatecznym ruszeniu tyłka z łóżka spowodowało nerwoból trwający 3 h, totalną nieobecność na zajęciach, a nawet w niektorych momentach łzy w oczach. sen był dla mnie tak dużym kłopotem, że chciałam poruszyć zakazany kontakt z osobą która zna temat. jednak mały wir obowiazkow odroczyl ode mnie ta mysl. po czesci na szczescie, lecz z drugiej strony boje sie ze to wciaz bedzie wracac. ta delikatna sfere musze niestety poruszyc. mam tydzien na napisanie swojego zyciorysu i na omowienie go w 26. przeraza mnie to na tyle ze przebiegla przeze mnie dzis mysl - moze zrezygnuje? uciekne? zwolnie miejsce dla osoby ktorej mozna pomoc lub ktora ma wieksze problemy? tak bardzo czuje sie zagubiona ze najchetniej zamknelabym sie w czterech scianach na jakis czas i najlepiej przeczekala do wiosny lub nawet lata, gdzie sama sloneczna aura pozwala poczuc sie nieco lepiej.


piątek, 16 stycznia 2015

VI.

11-26


znalazlam sie w miejscu do którego chcę wracać. nikt mnie nie głaszcze po głowie, nie interesuje się moją fizycznością, ale mimo to stara sie mnie poznać. ja też staram się poznać 11. podstawą jest wnętrze, a właściwie bałagan w nim. nie radzimy sobie z sytuacja w domu, pracy, nie jestesmy zadowoleni z siebie, widzimy swiat w szarych barwach, a siebie uznajemy za bezwartosciowe osoby. nasze zycie reguluja male tableteczki skrupulatnie brane co dzień. bez nich bylibysmy roztrojona galareta pelna emocji, fobii i niezrozumialych mysli.  nie wychylamy sie z tlumu, dbamy o czystosc, dbamy o dzieci, gotujemy, funkcjonujemy. jest to mechaniczne zycie. wykonujemy kanon czynnosci nalezacych do utartego standardu zycia. nie zyjemy duchem. nasz duch, pozytywna energia, ambicja, zaangazowanie ulecialo gdzies. nie udzwignelismy porazek, słów, emocji. jestesmy jak emocjonalne gąbki których niestety nie da sie wydrzemnąć. nie udzwignelismy swojego zycia, zamknelismy sie w izolacji. caly ten proces trwa latami. zdrajca sa momenty wyżu. pojawia sie wzmozona aktywnosc, w miare dobry nastroj, kreatynosc, chec zmian. pęka to ja bańka samoistnie lub po ingerencji kogos z zewnatrz. zdrajca sa momenty nizu niekiedy tak skrajne ze prowadza do roznych prob. szaleniec, idiota, niezrównoważona osoba, postradał rozum.

zagubilam sie. mały odsetek siebie znalazlam wsrod 26. jestesmy tak rozni, ale tak bardzo siebie rozumiemy. potrafimy razem plakac, smiac sie, siedziec w ciszy i glosno mowic. wspieramy sie. nie oceniamy sie.  dawno nie odczuwałam przywiazania a teraz potrafie go potwierdzic w 3 dniu istnienia 26.
boje sie. przepelnia mnie ogromny strach. czeka nas cholernie ciezka droga ktora konczy sie tak wieloma znakami zapytania. przeraza mnie mysl co bedzie dalej. jak sobie poradzimy bez siebie. czy 11 w ogole dotrwa do konca i czy kazdy w ostatecznosci odnajdzie spokoj i szczescie? ...

sobota, 3 stycznia 2015

V.

dopiero co wypita kawa i 50 stron materiałów na jutrzejsze egzaminy. niby pikuś, ale głowa nie przyswaja nic. świadomość tego że pewna sfera jest nie do odzyskania, uczucie tęsknoty, wrażenie ogromnej rany w sercu... wmawianie sobie od dłuuugiego czasu, że to nie stanowiło już problemu było błędem. chociaż właściwie jesteśmy tego świadomi, lecz oszukujemy się. wolimy uciec przed samotnością niż podjąć walkę. wolimy dać komuś nadzieję niż sobie. jaki jest tego sens? nie świadomie krzywdzimy ludzi. a może świadomie po tym jak skrzywdzili nas?
ucztę doprawiła atmosfera. zmienna jak zwykle. miesiąc temu chwaliłam się że już po prawie roku czasu jest nareszcie okej, zadomowiłam się na nowo, a tu patrz te cholerne życie - koło. zdążyłam nawet zapomnieć o słowach 'z nią są najgorsze problemy' (o.), a tu bach - zarzut szantażu, wmawianie że postępuję źle i będę mieć kłopoty, zero wsparcia, rozmów i jeszcze pewna zbędna obeność (łr.). zasnęłam o 5:30 z opuchniętymi oczami zastanawiając się gdzie jest moje miejsce i co robie wiecznie źle próbując sama wyjść na prostą. na szczęście jutro otrzymam kolejną partię białych kapsułek...